Misja pani Magdaleny: codzienne wyzwania w pediatrii na Wybrzeżu Kości Słoniowej

Brak sprzętu, leków, wenflonów oraz cztery noworodki dzielące jeden inkubator – tak wygląda rzeczywistość w szpitalu na Wybrzeżu Kości Słoniowej. Lekarka Magdalena Chrzanowska opowiada o swojej wyjątkowej misji w tym miejscu.

Magdalena Chrzanowska opowiada, że inspiracją do zaangażowania się w misyjny wolontariat była decyzja jej syna, który dwa lata temu wyjechał do Wenezueli, aby pomagać w parafii prowadzonej przez polskich pallotynów. Zmotywowana jego przykładem, sama zwróciła się do pallotynów o możliwość wyjazdu na misję.

Organizacją wyjazdu Magdaleny Chrzanowskiej zajęła się Pallotyńska Fundacja Misyjna Salvatti.pl. W ramach przygotowań przez kilka miesięcy uczestniczyła w comiesięcznych szkoleniach w Warszawie, które obejmowały zajęcia formacyjne, warsztaty z dyplomatami, misjonarzami, dziennikarzami oraz osobami z doświadczeniem misyjnym. Część programu poświęcono również praktycznym zajęciom z survivalu, aby przygotować uczestników do życia i pracy w odmiennym klimacie i kulturze.

Przed wyjazdem Magdalena Chrzanowska wraz z innymi wolontariuszkami przez kilka miesięcy prowadziły zbiórki funduszy, aby wesprzeć szpital na miejscu. Sprzedawały rwandyjską kawę, organizowały internetową zbiórkę oraz prosiły znajome firmy medyczne o darowizny. Dzięki zebranym środkom i darom udało się zgromadzić kilkadziesiąt tysięcy złotych oraz materiały medyczne, takie jak wenflony, worki stomijne, strzykawki i sondy. Fundacja Salvatti zakupiła także bilirubinometr i pulsoksymetr dla noworodków, a bilety lotnicze obejmowały dodatkowy bagaż, aby przewieźć zgromadzony sprzęt.

Ekstremalne warunki

Na miejscu kobiety przeżyły szok, kiedy zobaczyły z jakimi problemami muszą mierzyć się mieszkańcy Wybrzeża Kości Słoniowej.

Szpital z zewnątrz wygląda godnie, ale zbliżając się do Izby Przyjęć widać było ząb czasu oraz rodziny chorych koczujące pod wiatą i przygotowujące posiłki dla matek opiekujących się dziećmi w szpitalu. Po wejściu do szpitala profesor Asse zaprosił nas do swojego gabinetu. Wierzcie mi, tu gabinet profesora jest bardzo skromny. Następnie poszłyśmy do sali odpraw, profesor przedstawił nas obecnym lekarzom i pielęgniarkom. Przywitano nas oklaskami, myślę, że przede wszystkim w podziękowaniu za sprzęt, który przywiozłyśmy. Aczkolwiek to kropla w morzu potrzeb – opowiada.

W części pediatrycznej szpitala przebywają dzieci z malarią i anemią sierpowatokrwinkową oraz dzieci matek z HIV. Noworodki dzielą inkubatory, a zamiast wentylacji mechanicznej dostępny jest jedynie tlen z butli. Brakuje żywienia dożylnego; do mleka dodaje się olej słonecznikowy. Nie ma przenośnego USG ani monitoringu parametrów życiowych, a stan dzieci kontrolują tylko lekarze i pielęgniarki. Dokumentacja jest w całości papierowa. Nie ma możliwości przekazania ciężko chorych dzieci do Abidżanu z powodu braku miejsc. Kobiety próbują pomóc ze wszystkich sił. Dlatego założyły zbiórkę. Jako redakcja, prosimy o wsparcie.

Źródło: pl.aleteia.org

Powiązane Artykuły

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Ostatnie artykuły