Fundacja, która robi wielkie rzeczy

Choć ich zapasy i fundusze maleją, to nadal starają się sprostać wszystkim potrzebom uchodźcom z Ukrainy. Fundacja “Skakanka” robi wielkie rzeczy.

“Skakanka” jest małą fundacją, a po pomoc zgłasza się do niej około 150 osób dziennie. Wcześniej wspierała głównie chore dzieci. W momencie wybuchu wojny zaczęła pomagać również uchodźcom.

 Jesteśmy maleńką fundacją, która do tej pory zajmowała się pomocą chorym dzieciom. Wciąż się tym zajmujemy, bo maluchy nie mogą zostać bez leczenia i kosztownej rehabilitacji. Kiedy jednak zaczęła się wojna w Ukrainie od razu zaangażowaliśmy się w pomoc małym uchodźcom i ich rodzinom – opowiada prezes fundacji, Tamara Rutkowska.

Podpisali oni umowę z lecznicą. Gwarantuje ona kobietom z Ukrainy bezpłatną opiekę ginekologiczno-położniczą.

“W przychodni OVUM od zawsze kierujemy się mottem, że „najważniejszy jest człowiek”, zatem od pierwszych dni tej tragicznej sytuacji w jakiej znaleźli się nasi sąsiedzi za wschodniej granicy, bez najmniejszego wahania zdecydowaliśmy się nieść pomoc” – zaznacza Justyna Mroczkowska z przychodni OVUM. – “Nasza klinika przyjmuje bezpłatnie kobiety z Ukrainy, potrzebujące pomocy ginekologiczno-położniczej. Pozostając nieustannie we współpracy z Fundacją Skakanka, wszystkie kobiety pytające nas gdzie mogą otrzymać pomoc w postaci produktów pierwszej potrzeby, kierujemy właśnie do Skakanki, z kolei fundacja kieruje do nas kobiety z Ukrainy potrzebujące pomocy medycznej.

“Skakanka” ma także swój magazyn żywności, ubrań, skąd Ukraińcy mogą wziąć sobie wszystkie potrzebne rzeczy.

Ogromne potrzeby

Chęć pomagania jest ogromna, ale potrzeby jeszcze większy. Niestety Polaków nie stać już na wsparcie uchodźców na taką skalę jak w pierwszych tygodniach po wybuchu wojny.

– “Polacy chcą pomagać, ale zwyczajnie już ich na to nie stać. Kiedy uruchamialiśmy magazyn, podjeżdżały samochody i ludzie wynosili siatki pełne żywności. Dziś to już tylko sporadyczne przypadki. Ludzie nie mają pieniędzy.” – podkreśla Tamara Rutkowska.

Wolontariusze fundacji starają się uzyskać odpowiednie fundusze. Założyli zbiórkę, potem pisali prośby do różnych firm z Lubelszczyzny.

“Kiedy dostaliśmy 10 tys. zł dotacji, to w sklepie niemal skakaliśmy pod sufit. Kupiliśmy mnóstwo żywności. Zapełniliśmy cały magazyn. To było wspaniałe uczucie” – mówi pani prezes. – “Tylko, że taka radość szybko się kończy. Tego samego dnia wieczorem magazyn był prawie pusty i znów trzeba było walczyć żeby go przynajmniej częściowo zapełnić. Kiedy widzi się łzy, słyszy się wstrząsające historie to nie można się poddawać. Nie możemy powiedzieć tym ludziom: „Idźcie gdzie indziej, bo my już nic nie mamy”.

Źródło: dziennikwschodni.pl

Powiązane Artykuły

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Ostatnie artykuły