Strażacy w Ludwinie są bardzo zaangażowani w działalność OSP. Jeżdżą razem na akcje, pomagają innym, czasem ryzykują nawet swoje życie. Ale co ważne, stanowią zgraną ekipę.
W wielu wsiach w Polsce prężnie działają OSP. Ta w Ludwinie to doskonały przykład na to, że strażacy bardzo dobrze spełniają swoje zadanie. Ich praca wymaga poświęcenia i niemałej odwagi.
– “Dostajemy zgłoszenie na telefon i każdy z członków OSP, kto oczywiście może, jest w pobliżu, natychmiast zjawia się w strażnicy OSP. Tam zabiera ekwipunek osobisty oraz wyposażenie i wsiada do samochodu, który może pomieścić sześć osób. Jeśli stawi się więcej ochotników, bierzemy drugi wóz.” – mówi o dniu strażaka Jarosław Janek, członek zarządu OSP w Ludwinie.
Strażacy OSP jeżdżą nie tylko do pożarów, ale także pomagają w wypadkach samochodowych.
“Na miejscu zazwyczaj jesteśmy jako pierwsi. I tu mamy do odegrania kluczową rolę: jeszcze przed przyjazdem karetki pogotowia ratunkowego udzielamy pierwszej pomocy medycznej. To są też czynności reanimacyjne, ratujące życie. Liczy się dosłownie każda sekunda, żeby przywrócić oddech, żeby nie doszło do niedotlenienia mózgu. Równocześnie musimy zabezpieczyć miejsce zdarzenia, uwalniamy i ewakuujemy ludzi z zakleszczonych pojazdów. Każde takie zdarzenie jest inne, musimy działać szybko, ale też szybko podejmować niestandardowe decyzje, jak najsprawniej i skutecznie zadziałać.”
Razem na ratunek
Przez to, że muszą działać z zimną krwią, na miejscu nie ma czasu na stres. To jednak nie oznacza, że nie przeżywają silnych emocji. Dlatego tak ważne jest dla nich wsparcie całej drużyny. W pracy strażaka liczy się także wysiłek zespołowy.
“To wyścig z czasem, a równocześnie zawsze niewiadoma: co zastaniemy na miejscu, jakie środki i metody trzeba będzie zastosować. Na miejscu już jest spokój i nastawienie na działanie. Wchodzimy w tryb zadaniowy. Dopiero później, w domu, jak opadnie adrenalina, przychodzi zmęczenie, także to psychiczne. Analizujemy sytuację, zastanawiamy, czy i co można było zrobić inaczej. Rozmowa pomaga odreagować, wyciszyć emocje.” – opowiada.
Strażacy OSP działają praktycznie pro-bono.
“Jak wybuchła wojna na Ukrainie, to woziliśmy naszymi samochodami Ukraińców z dwóch przejść granicznych. Rozwoziliśmy ich po całym województwie lubelskim. Przewieźliśmy ponad dwa tysiące osób. Te rodziny, które zatrzymały się w Ludwinie, zostały otoczone opieką przez nasze dziewczyny z OSP. Dla nas to pomaganie jest normalne, to część naszego codziennego życia, sposób na życie. Właściwie możemy mówić o samych korzyściach. Jest aktywność fizyczna, ciągłe uczenie się, doskonalenie w swojej profesji, rozwijanie. Całymi rodzinami jesteśmy zaangażowani w działalność OSP, razem się szkolimy, razem spędzamy wolny czas, razem jeździmy na akcje, potem o tym rozmawiamy. Siedzimy w tym wszyscy, po same uszy! A to przecież konkretna, bardzo realna pomoc w sytuacjach krytycznych. Kto raz tego spróbuje, zobaczy, jak ratuje się ludzkie życie, to już w tym zostaje. Nie ma innej opcji.” – podkreśla.
Źródło: dziennikwschodni.pl