Pacjent czyli Gigi Martinez, która skończyła 60 lat w lutym tego roku, wróciła do swojego apartamentu w Yonkers w stanie Nowy Jork, po czterech miesiącach spędzonych w szpitalu Lawrence.
Na początku kwietnia zachorowała na koronawirusa, gdy pełniła funkcję administratora w programie pomagającym osobom bezdomnym. Została podłączona do respiratora. Po jedynie trzech pierwszych dniach leczenia lekarze nie dawali jej szans na przeżycie. Polecili jej córkom by pogodziły się ze stratą i przestały walczyć, ale one nigdy nie przestały.
Pani Martinez była podpięta do respiratora przez trzy miesiące. Większość pacjentów chorych na COVID-19 nie przeżywa długo podpięciu do respiratora, zwykle jedynie trzy tygodnie.
Gigi Martinez została odłączona od aparatury podtrzymującej oddychanie już na początku lipca. Została zwolniona ze szpitala w czwartek 27 lipca. Była zauważalnie osłabiona i zmęczona, ale zapytana jak się czuje podtrzymywała, że jest wdzięczna i szczęśliwa.
Niestety podczas leczenia u Gigi Martinez pojawiła się niewydolność nerek, sepsa oraz niewydolność serca. Lekarze zakładali, że będzie ona musiała przechodzić zabiegi dializy do końca życia, jak dowiadujemy się od jej córki żadne maszyny nie wspomagają jej codziennym życiu.
Największą pomocą dla Pani Martinez okazała się wspólna modlitwa odmawiana przez jej najbliższych codziennie. Po jej powrocie całą rodzina spotkała się w jej apartamencie na wspólny posiłek. Zapytana co chciałaby zrobić, gdy poczuje się lepiej odpowiedziała bez chwili zawahania, że pójdzie do swojego kościoła.
Źródło:Turnto24.com