Polak, który produkuje słynne gramofony

Janusz Sikora z firmy „J. Sikora Turntables” produkuje audiofilskie gramofony. Są one jednymi z najbardziej znanych tego typu urządzeń na świecie.

Janusz Sikora z Lublina jest producentem gramofonów. Jednak zanim założył własną firmę i odniósł sukces przeszedł naprawdę długą drogę. Skończył Technikum Mechaniczne i najpierw budował wzmacniacze lampowe. Po jakimś czasie zaczął produkować gramofony.

Zaczęło się od tego, że pan Janusz kupił sobie gramofon. Choć kupił go za duże pieniądze, to jednak dosyć szybko się zepsuł.

“Przywiozłem go do Lublina, włączyłem, myślałem, że mnie trafi szlag. To była rozpacz, rezonans, tragedia. Rozebrałem go na części pierwsze, wszystko się luzowało, sklejka się rozsychała, złożyłem go na powrót, to wcale nie chciało grać. Tyle pieniędzy wydane, niesamowita marka, masakra.  Zostawiłem tylko silnik w metalowej obudowie. Zacząłem robić swój gramofon. Po dwóch latach zagrał mój pierwszy gramofon. Przeszedł trochę ewolucji, inny talerz, sterowanie silników. Od tego momentu zaczęło to grać” – wspomina.

Praca z pasji

Potem pan Sikora stworzył kilka gramofonów dla swoich przyjaciół. Jednak nie sądził, że kiedyś będzie na tym zarabiał i odniesie ogromny sukces na rynku.

“Na początku nie miałem zamiaru produkować gramofonów na sprzedaż. Zrobiłem dla siebie, potem dla przyjaciół, którzy namówili mnie na prezentację na Audio Show w Warszawie. Spakowałem cały domowy sprzęt, pojechałem, postawiliśmy dwa gramofony. Znowu się zrobiła rewolucja. Pojawiły się artykuły w specjalistycznej prasie, testy, w 2014 roku syn zajął się marketingiem i sprzedażą. Przez osiem lat zbudowaliśmy markę znaną na całym świecie. Zdobyliśmy wiele międzynarodowych nagród i wyróżnień branżowych. Praktycznie nie musimy już dawać gramofonów do testów, wszędzie testy już były. Nawet w najbardziej uznanych czasopismach amerykańskich: Sterophile i The Absolute Sound” – mówi.

Pan Janusz jest człowiekiem spełnionym. Ma własną firmę, jego praca naprawdę go pasjonuje. Przez te wszystkie lata trzymał się jednej zasady.

“Przez 40 lat mojej pracy tych zakrętów było dużo. To były nawet serpentyny. Pomógł mi łut szczęścia, trzymałem się przewidywalności. Doświadczenie robi wszystko. Można się rzucić na szerokie wody, ale jak się nie ma kapoku na sobie, to lepiej tego nie robić. Nigdy w pracy ani w życiu nie ryzykowałem ponad możliwości, które pozwoliły by mi wybrnąć z tego.” – podkreśla.

Źródło: dziennikwschodni.pl

Powiązane Artykuły

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Ostatnie artykuły