Zarówno Elizabeth, jak i Jake Landuyt stwierdzili, że ich ślub był jak z bajki. Jednak żadne z nich nie spodziewało się, że wesele nie do końca pójdzie po ich myśli. Gdyby nie społeczność Michigan, uroczystość musiałaby zostać odwołana.
Ślub odbył się zgodnie z planem pary młodej.
“Ceremonia zaślubin była idealna” – mówi Elizabeth.
“Wszystko odbyło się, tak jak marzyliśmy” – przyznaje Jake.
Kiedy przyszedł czas na wesele, sytuacja znacznie się skomplikowała.
Przerwane wesele
Zaczęło się wesele. Goście zasiedli przy swoich stolikach. Para młoda nie mogła być bardziej szczęśliwa. Cieszyli się z tego, że ceremonia zaślubin przerosła ich oczekiwania. Spodziewali się, że wesele sprawi im jeszcze więcej radości.
Tata Elizabeth wzniósł toast. Kiedy zaczął swoje wzruszające przemówienie, goście zaczęli krzyczeć, że jest pożar. Okazało się, że domek, który znajdował się obok budynku, gdzie odbywało się wesele, stoi w płomieniach. Wszyscy musieli się bezwłocznie ewakuować.
– Nie wiedziałem gdzie mamy iść – opowiada Jake. – Po prostu musieliśmy jak najszybciej stamtąd uciec.
– Zaczęliśmy zmierzać w stronę kościoła. Kompletnie nie wiedzieliśmy co powinniśmy zrobić w takiej sytuacji. Co z gośćmi? Co z naszym weselem? – mówi
Poszli do kościoła, w którym odbywał się ślub. Pomodlili się o zdrowie i bezpieczeństwo wszystkich zebranych. Ich modlitwy zostały wysłuchane. Żadna osoba nie ucierpiała. Co więcej, udało się ochronić budynek, w którym miało być wesele od spalenia
Pomoc dobrych ludzi
Kiedy zrozpaczona przebiegiem zdarzeń para młoda modliła się w kościele, mieszkańcy Michigan zaczęli działać. Kucharz, który miał przygotowywać weselny catering udał się do pobliskiej restauracji. Tam z pomocą swoich współpracowników przygotował wszystkie posiłki na wesele.
Posiłki podali w lokalu, który tego dnia miał wolną salę. Gdy brakowało im jakiś składników, lokalni restauratorzy dostarczali im wszystko.
Para młoda musiała również pokonać inne przeszkody. Na wyspie Mackinac, gdzie odbywał się ich ślub, nie ma samochodów. W tym wypadku trzeba było znaleźć jakiś sposób na to, by wszystko przetransportować do nowego miejsca, w którym mogło być wesele. Lokalna społeczność znów przyszła z pomocą.
Goniec hotelowy zgodził się być barmanem. Jeden z przechodniów niósł kwiaty.
“Myśleliśmy, że nasze wesele legło w gruzach. A jednak dzięki mieszkańcom wyspy odbyło się. Prawdę mówiąc, nie mogliśmy sobie wymarzyć lepszego wesela. Oczywiście nie życzymy żadnej parze młodej, aby spotkała ich taka sytuacja. Jednak my ten dzień z pewnością zapamiętamy do końca życia. A zwłaszcza radość, kiedy znów zebraliśmy się razem, by celebrować naszą miłość” – podsumowuje Jake.
Źródło: cbsnews.com