Oddał komórki macierzyste swojemu genetycznemu bliźniakowi. Kilka lat później zatańczył na jego weselu

Maciej Bochnowski, szef kuchni z Pruszkowa, zdecydował się oddać krwiotwórcze komórki macierzyste dla Briana, młodego mężczyzny zmagającego się z nowotworem krwi. Kilka lat później został zaproszony na jego wesele.

W 2017 roku Maciej Bochnowski odebrał telefon, który zmienił jego życie. Usłyszał, że jego bliźniak genetyczny walczy z nowotworem krwi. Co ciekawe, chodziło o mężczyznę, który mieszkał na innym kontynencie. Maciej zdecydował się pomóc Brianowi.

„Cały proces pobrania krwiotwórczych komórek macierzystych – nie będę ukrywał – jest dość nudny. Nudny, ponieważ przez około sześć godzin twoja krew jest filtrowana, a ty po prostu siedzisz w fotelu – jednak to nic w porównaniu z celem, dla którego to robisz”

Już po kilku godzinach okazało się, że Maciej uratował życie mężczyźnie.

Po kilku godzinach od oddania krwiotwórczych komórek macierzystych dostałem telefon od Fundacji DKMS z informacją, że pomogłem dwudziestokilkuletniemu mężczyźnie ze Stanów Zjednoczonych. Dopiero wtedy dotarło do mnie, co tak naprawdę się stało i jak duże ma to znaczenie. Poczułem ogromną radość i szczęście – w tak prosty sposób mogłem dać komuś szansę na wyleczenie, na lepsze życie. Oczywiście pojawiły się łzy szczęścia oraz silne emocje – tak jest za każdym razem, kiedy sobie o tym przypominam, nawet teraz czuję wewnętrzną eksplozję radości” – wspomina.

Niezwykła więź

Jakiś czas później nawiązali anonimową korespondencję, ale obaj zdecydowali, że chcą poznać się bliżej i dowiedzieć się kim są. Gdy kontakt się nawiązał, ich więź zaczęła się umacniać.

Niespodziewanie, ojciec Briana poprosił Macieja, aby uczestniczył w ślubie syna jako niespodziewany gość. Pomimo dużej odległości i przeszkód, Maciej odwiedził Florydę, aby wziąć udział w wyjątkowej chwili. Po długiej podróży, pełnej emocji i 8 tysiącach kilometrów, spotkał się z rodziną Briana na lotnisku w Jacksonville. Brian nie mógł uwierzyć własnym oczom.

„Brian urodził się w Ameryce, ale jego rodzice są z Jamajki. W ich żyłach płynie krew wielu kultur i narodowości, dlatego też w domu i na przyjęciu weselnym gościła rodzina chyba z całego świata. Nie da się opisać miłości, wsparcia i ciepła, jakie czuć w tej rodzinie. To niesamowici ludzie, którzy przyjęli mnie jak członka rodziny. Każdy podczas wesela chciał się ze mną przywitać i podziękować mi za to, co zrobiłem. To były momenty, w których najwięksi twardziele płakali ze wzruszenia. Masa emocji, masa miłości”

Źródło: ngo.pl

Powiązane Artykuły

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Ostatnie artykuły