Medyczne Centrum Tranzytowe w Jesionce – miejsce wielkiej pomocy

Wojna na Ukrainie oznacza wielu rannych. Niestety większość z nich nie jest w stanie otrzymać pomocy medycznej w swoim kraju. Leczy się w ich szpitalach w całej Europie. Jednak najpierw trafiają do Medycznego Centrum Tranzytowego w Jesionce, tzw. HUB.

HUB to nie jest szpital. To placówka, do której trafiają ranni i chorzy z Ukrainy na 1-2 dni. Tam poddaje się ich podstawowym badaniom. Następnie są zabierani samolotami do europejskich szpitali.

Większość dyżurujących medyków to członkowie zespołu fundacji Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej.

– “To pierwsza i jedyna jak dotąd w Polsce, certyfikowana przez WHO, grupa szybkiego reagowania na kryzysy humanitarne i katastrofy naturalne. Zdolna do działania i interwencji w niemal każdym miejscu na świecie w 24 godz. Zespół powstał w 2015 roku, tuż przed tragicznym trzęsieniem ziemi w Nepalu i właśnie tam wyruszył na swoją pierwszą akcję ratunkową, choć członkowie pierwszego polskiego EMT (Emergency Medical Team) wspierali punkty medyczne podczas protestów na kijowskim Majdanie czy podczas powodzi na Bałkanach” – wyjaśnia Dariusz Zalewski, rzecznik PCPM.

Święty spokój

W Jesionce ważne są nie tylko aspekty medyczne. To miejsce, w którym personel stara się zrobić wszystko, by pacjenci poczuli się bezpiecznie i komfortowo. Wielu z nich walczy z traumami. Dlatego w Centrum Tranzytowym pomagają psycholodzy.

– “Na pewno impulsem do tego, by pracować w takim miejscu jak to, jest jego niepowtarzalność. To, że możemy jako medycy sprawdzić się w polu działania na rzecz naszych polskich pacjentów, ale również na rzecz osób, które przyjeżdżają do nas zza granicy. Biorąc pod uwagę obecne wydarzenia, to wydaje się konieczne po prostu. Tutaj, z racji tego, że nie ma drugiej takiej instytucji w tej części Polski, Europy, możemy spróbować swoich sił z trochę innym typem pacjenta. Pacjenta, który jest straumatyzowany, który stracił wszystko. Pacjenta, który stracił rodzinę, dom i stracił możliwości leczenia tam, gdzie się znajdował” – mówi Wojciech Suliński.

Tu można nabrać trochę spokoju – mówi jego starszy kolega Wadim. Z Rzeszowa do miejsca, w którym byłem, jest 1,6 tys. km. To może pan sobie wyobrazić na ile tu czuję się spokojniej. Tyle mogę powiedzieć. A tam gdzie byłem? Nie wiem, co powiedzieć. Strasznie, po prostu strasznie. Dużo ludzi tam zginęło. Moich przyjaciół. Staram się o tym nie myśleć, chcę mi się płakać.. – opowiada jeden z ukraińskich żołnierzy.

Źródło: rmf24.pl

Powiązane Artykuły

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Ostatnie artykuły