Darry Harrison nigdy wcześniej nie siedział za sterami samolotu. Jednak pewnego dnia był zmuszony, by przejąć kontrolę nad samolotem i wylądować. W ten sposób uratował życie współpasażerom.
O Darrym było ostatnio głośno. Wszystko za sprawą jego niezwykłego wyczynu. Mężczyzna był pasażerem samolotu Cessna 208. Pilot lotu nagle zasłabł. Wtedy Darry zaczął działać. Najpierw próbował się skontaktować z kontrolą ruchu lotniczego. Nie było to proste, bo zestaw słuchawkowy pilota był zepsuty. Harrisonowi udało się znaleźć inny. Chwilę później połączył się z Bobbym Morganem, kontrolerem ruchu lotniczego.
Morgan wyjaśnił Harrisonowi jak działać. Poprowadził go na lotnisko w Palm Beach. Mężczyzna trochę zbyt szybko zbliżał się do lądowiska. Mimo problemów udało mu się bezpiecznie wylądować. W ten sposób ocalił życie współpasażerów.
– „Przez cały czas byłem bardzo spokojny i opanowany, ponieważ wiedziałem, że to sytuacja, w której można stracić życie. Albo zrobisz to, co musisz zrobić, aby opanować sytuację, albo zginiesz” – opowiada mężczyzna w wywiadzie dla NBC Today. – „W głębi duszy wiedziałem, że nie umrę… To nie był mój dzień na umieranie. Wiedziałem, że uda mi się wylądować tym samolotem” – zaznacza.
Harrison czuł się wyczerpany. Po całym incydencie miał wrażenie, że jego tętno wynosi 160.
Zdenerwowana była również żona Harrisona, która jest obecnie w ciąży. Całe szczęście usłyszała, że z jej mężem wszystko w porządku.
Niezwykłe szczęście
Tego dnia wydarzyło się kilka cudów. Pierwszym z nich była udana próba wylądowania. Drugi dotyczy samego pilota.
Pilot zasłabł i miał dużo szczęścia, że nie zmarł z powodu rozwarstwienia aorty. Szanse na przeżycie takiego rozerwania głównej tętnicy ciała są bardzo małe.
– „Pięćdziesiąt procent pacjentów nie dotrze do szpitala, a następnie pięćdziesiąt procent pacjentów, którzy dotrą do szpitala, umrze w ciągu 24 godzin bez szybkiej diagnozy i leczenia”.
Pilot jednak przeszedł operację i już nawet wyszedł ze szpitala. Był to kolejny cud.
Źródło: pl.aleteia.org